MOJA LEGENDA:
„Legenda drzewa, ono skrywa największe uczucie…”
Ta historia zaczęła się w małej rybackiej wiosce. Tam ludzie byli blisko związani z naturą. Harmonia i porządek widoczne były na porządku dziennym. Od innych okolicznych osad wyróżniała się pomnikiem boga Ebisu1 w samym swoim sercu.
Mieszkała tam starsza kobieta. Miała na imię Keiko i była uważana przez mieszkańców za Miko2. Miała ona syna imieniem Yoh,który po zmarłym ojcu odziedziczył zdolność Onmyouji3 . Można było spotkać tam także pewną dziewczynę, choć prawie nikt nie znał jej imienia. Nie pojawiała się też często w centrum wsi, gdzie tętniło życiem. Unikała zatłoczonych uliczek, ale to nie znaczyło, że nigdy nie wychodziła z domu, choć niejedna osoba mogłaby stwierdzić, że właśnie tak było.
* * *
Pewnego pięknego wieczoru, gdy słońce leniwie chowało się za horyzontem by ustąpić miejsca srebrzystej tarczy wiosennego Księżyca. Niebo wyglądało fenomenalnie, mnóstwo barw rozmytych na błękicie napawały obserwatora wewnętrzną radością. Było tak jakby ktoś wielkim pędzlem malował nieboskłon. Taki widok właśnie napotkały oczy blondynki gdy wychodziła z domu. Krajobraz urzekł dziewczynę, wywołując lekki, pogodny uśmiech na jej ustach. W jej przepełnionym samotnością i smutkiem sercu, zagościła iskierka nadziei na lepsze jutro. W jednej chwili płuca dziewczyny wypełniły się orzeźwiającym powietrzem. Jeszcze jeden wdech i mogła cieszyć się wewnętrznym spokojem duszy i ciała.
Właśnie miała zamiar udać się do swojego ulubionego miejsca. Żwawo ruszyła przed siebie, wiatr bawił się jej blond kosmykami, niesfornie je układając. Gdy była już na miejscu usiadła pod wielkim dębem, który rozpościerał swe gałęzie w każdą stronę. Przystrojony był miliardami małych pączków, które w każdym momencie mogą zamienić się w okazałe, zielone liście. Zamknęła oczy by rozkoszować się pięknem świata innymi zmysłami. Czuła zapach wiosennych kwiatów, słyszała śpiew ptaków, a źdźbła trawy łaskotały delikatnie opuszki palców dziewczyny.
* * *
Tym czasem w wiosce Yoh siedział sobie na parapecie w oknie swojego pokoju. Nagle poczuł się dziwnie tak jakby coś miało się stać. Pamiętał to uczucie aż za dobrze, gdy jego ojciec umierał poczuł to pierwszy raz, wtedy właśnie obudził się w nim Onmyouji. Teraz wiedział, że coś się stanie. To przeczucie kazało mu iść w stronę najstarszego z drzew. Z każdym następnym krokiem przyspieszał tempo, w pewnym momencie zaczął biec. Wiedział,że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Tylko kto?
Był już bardzo blisko,nagle zauważył Oni-ego4, który zbliżał się do dziewczyny. Kim ona jest i dlaczego tak zareagował? Wytężył wzrok i zobaczył…
- Boże Anno, uciekaj! - krzyknął. W tym samym momencie serce zaczęło bić mu naprawdę szybko. Nikt nie znał go tak jak ona, gdyby nie to, że ją spotkał nie dałby sobie rady z utratą jednego z rodziców. Oczy chłopca w jednej chwili zaszkliły się, ona nie mogła zginąć, nie mogła… Chciał jak najszybciej zjawić się obok niej. Zaczął biec, cały czas krzycząc jej imię. W tym ułamku sekundy zrozumiał to co czół do blondynki… Ona otworzyła oczy, zobaczyła przed sobą demona. Wiedziała, że to koniec… Zamknęła oczy. Nagle poczuła, że ktoś popycha ją na bok. Lecz kto to mógł być? Jej oczy mimowolnie się otworzy.To co zobaczyła całkowicie ją wstrząsnęło. Oni znikł, na ziemi leżał brązowo-włosy chłopak. Podeszła bliżej, to był Yoh. Nie mogła w to uwierzyć. Czemu on?! Czemu to musiał być on?! Uklękła obok ciała chłopaka, nie mogła opanować łez. One zaś spływały cienkimi stróżkami po jej policzkach, by w końcu rozbić się na koszuli chłopaka. Pozostawiając mokre, słone plamy. On już nie oddychał, serce przestało bić. W ostatnich chwilach życia, wiedział dla kogo to robi. Nawet jakby mógł cofnąć czas nie chciałby tego zmienić. Przecież już wiedział… Teraz patrzył z góry na swoje ciało i pochyloną nad nim zapłakaną dziewczynę. Nie chciałby płakała, swoją duchową dłonią dotknął mokrego policzka czarnookiej i wyszeptał „Anno” . Ona zaś wzdrygnęła się, tak jakby usłyszała słowa chłopaka. Wiedziała, że tu jest. Czuła jego obecność. Tylko czemu nie mógł żyć?
Całą scenę widziała Driada 5 mimo, że była nimfą to dostrzegła uczucie emanujące od tych dwojga. Chciała jakoś im pomóc. To przecież nie może się tak skończyć. Anna wyczuła, że dusza chłopaka zaczyna odchodzić. Po chwili zaś poczuła się dziwie, tak jakby jakaś siła ciągnęła ja do drzewa. Lecz nie opierała się jej, wręcz przeciwnie dała się jej porwać. Czuła, że nie jest to nic złego. Opiekunka drzewa wiedziała co robi. Wciągnęła ich dusze do serca drzewa, tam będą mogli po prostu być… być razem…
* * *
Do tej pory wieczorem 12-tego maja przy starym dębię można usłyszeć nawoływania chłopaka i cichy płacz dziewczyny, a także ujrzeć napis na korze drzewa „Ono skrywa największe uczucie.” , które zostawiła nimfa na pamiątkę tego dnia.
KONIEC!
1.Ebisu- patron kupców, rybaków i rolników; jeden z siedmiu bogów szczęścia. ( z mitologii japońskiej)
2.Miko-dziewica, może oznaczać także czarodziejkę. (z mitologii japońskiej)
3.Onmyouji-wróżbita (z mitologii japońskiej)
4.Oni-diabeł, demon (z mitologii japońskiej)
5.Driada-nimfa, opiekunka drzew ( z mitologii japońskiej)
Yoh:
Kurczak… czemu nie mogę spać? Co ja takiego zrobiłem światu, że nie dale mi ani chwili wytchnienia? Westchnąłem jednocześnie spojrzawszy na zegarek, była godzina 4:30. Więc postanowiłem wyjechać wczesnym pociągiem o 5:30. W Tokyo czeka na mnie Manta, a tu nie mam po co zostać. Mama cały czas jest jakaś nieobecna i nie chce mi powiedzieć dlaczego. Prawie cały wczorajszy dzień siedziała w świątyni, biła w domu tylko wtedy gdy trzeba było zrobić posiłek…
Zacząłem ubierać się powoli, gdy byłem już gotowy podszedłem do okna. Za szybą malowała się ciemność, choć gdzieniegdzie można było zauważyć jasne smugi przedzierającego się światła. Naprawdę ładny widok. Postanowiłem otworzyć okno,po chwili chłodne powietrze delikatnie muskało moją skórę orzeźwiając całe moje ciało. No to teraz mogę już zejść na dół. Jestem głodny. (oczywiście w tym samym momencie brzuszek Yosia dał o sobie znać) Hehe… zaśmiałem się cicho, on to ma wyczucie. Szybko zacząłem schodzić po schodach do naszej rodzinnej jadłodajni biorąc po drodze swój plecak. Przy kuchence krzątała się moja mama gdy pojawiłem się w głębi pomieszczenia rzuciła przez ramię tylko krótkie "Cześć synu." nie patrząc na mnie. Czyżbym zrobił coś złego? Nie miałem zielonego pojęcia. Westchnąłem ponownie siadając do stołu, gdy to zrobiłem ona była już przy mnie nakładając jedzenie.
- Mamo jadę tym wcześniejszym pociągiem. - powiedziałem przerywając ciszę.
- Aha. - usłyszałem, mama zawsze była cicha i skryta, ale teraz przesadza. Musiało się coś stać, tylko dlaczego nikt nie chce mi powiedzieć co?! Z rozmyśleń wyrwał mnie głos babci.
- Cześć wnuku. Co Ty tu robisz tak wcześnie? - spytała.
- Cześć babciu. Nie mogłem spać. - odparłem po chwili. - Babciu?
- Tak.
- Co ja zrobiłem mamie, że nie chce ze mną rozmawiać i jest jakaś przybita?
- Sam się jej spytaj.
- Pytałem, ale nie chce mi powiedzieć.
- No to już nie mój problem. - powiedziała nalewając sobie herbaty i wychodząc z pomieszczenia. Ja to mam szczęście, wszyscy przeciwko mnie. Westchnąłem głośno w geście zrezygnowania. W tej chwili do kuchni wszedł tata.
- Tato może ty mi powiesz co tu się dzieje?- spytałam trochę zdenerwowany.
- Mnie nie pytaj ja tu przejazdem. - powiedział biorąc gazetę z stolika kierując się do gabinetu. No pięknie oni naprawdę się na mnie uwzięli. Nie mogłem już tego dłużej słuchać, musiałem jak najszybciej z tond wyjść. Szybkim krokiem ruszyłem w stronę korytarza. Ubrałem kurtkę i zacząłem kierować się w stronę dworca.
Anna:
Spojrzałam na zegarek. Wydawało się, że jest noc, ale była już godzina 5:00. Szybko zaczęłam się ubierać. Przecież nie mogę pozwolić by coś mi się stało. Gdy już to zrobiłam wzięłam torbę i skierowałam się w stronę drzwi wejściowych. Miałam właśnie nacisnąć na klamkę gdy usłyszałam głos gospodyni tego domu.
- A panienka gdzie się wybiera? - spytała, choć na pewno już to wiedziała.
- Muszę jechać do Tokyo ratować Yoh. - powiedziałam. Po co miałam kłamać i tak by się dowiedziała.
- Nigdzie nie pójdziesz moja droga.
- Dlaczego?
- Nie w tym stanie, przyjeżdżając tu zaczęłaś swój trening. - powiedziała tonem nie uznającym sprzeciwu.
- Ale... - zaczęłam
- Nie ma żadnych "ale" dziecko, a po za tym Yoh jest w Izumo, nie w Tokyo. - powiedziała. Momentalnie mnie zamurowało, ale jak to? Przecież w mojej wizji wyraźnie widziałam to miasto. Może to tylko sen? Nie, to nie mógł być zwykły sen, nie zareagowała bym tak. Więc może to nie ma stać się teraz. Już nic nie rozumiem.
- To pojadę do Izumo.- powiedziałam po chwili milczenia.
- Anno nie zachowuj się jak dziecko. Przecież wiesz czym to grozi.- powiedziała ostro.
- Wiem. - powiedziałam wybiegając z domu.
Yoh:
Podróż pociągiem minęła bez większych problemów. Choć jedna rzecz gdy o niej pomyślę przyprawia mnie o mdłości, a było to tak: Wszedłem do pociągu zajmując miejsce w jednym z wagonów. Na pierwszej stacji dołączyli do mnie jacyś dwaj faceci. Nie miałam nic przeciwko do czasu gdy zasnęli. Jeden z nich usiadł z mojej prawej, a drugi z lewej strony. Czego skutkiem był mały dostęp tlenu, ale i to nie wyprowadziło mnie z równowagi. Po chwili rytmicznie chrapali. Zamknąłem oczy na moment, Gdy je otworzyłam zobaczyłam, że obaj mnie... uwaga... ŚLINIĄ.
- O fuj, fuj, fuj,fuj!!! - wrzasnąłem na całe gardło, a oni ani drgnęli. No pięknie, mogłem pojechać późniejszym pociągiem... westchnąłem i zaczęłam wydostawać się z pomiędzy tych dwóch gości. Nagle jeden chrząknął i wypluł na mnie flegmę. No tego już było za wiele. Szybkim ruchem wydostałem się i wybiegłem na korytarz.
- Aaaa...!!! - krzyczałem. Reszta pasażerów patrzyła na mnie jak na wariata, ale gdyby wiedzieli co ja właśnie przeżyłem... Takich ludzi nie powinno się wpuszczać do publicznych środków lokomocji. Chyba, że zrobi się im oddzielne przedziały. W tym momencie oczy zrobiły się mi wielkie jak pięciozłotówki. Wyobraziłem sobie taki jeden wagon do którego wykopuje wszystkich z nad czynnymi śliniankami i zamykam drzwi na klucz. Uśmiechnąłem się na samą myśli. Lecz po chwili przypomniało mi się, że jestem OBŚLINIONY... Dobrze, że miałem jeszcze jakąś bluzę w plecaku... Jednak to ja mam szczęście.
Anna:
Podróż minęła mi niemiłosiernie długo, nigdy nie dostrzegałam jak to długo może trwać jazda pociągiem. Powoli traciłam cierpliwość, musiałam przecież jak najszybciej dostać się do Yoh i powiedzieć mu co widziałam. żeby nie było za późno...
Przed drzwiami posiadłości Asakurów byłam gdy wybiła godzina 6:00. Zapukałam, po chwili w progu pojawił się dziadek Yoha - Yomej.
- Witaj Anno, co Cie tutaj sprowadza?
- Witam. Jest Yoh? - spytałam w pośpiechu po ukłonieniu się nisko.
- Pojechał do Tokyo. - odparł.
- No to pięknie nie zdążyłam... - powiedziałam zdenerwowana zaciskając dłonie w pięści. Nagle zobaczyłam, że obok najstarszego z Asakurów zaczyna materializować się jakiś duch i o dziwo nie był to jeden z jego shikigami.
- Yoh jest w niebezpieczeństwie, tak? - powiedział po chwili. Momentalnie mnie zamurowało.... z kąt on...
- Poczułaś to samo co ja, mam racje? Jesteśmy z Yoh przyjaciółmi. - odparł przerywając moje przemyślenia.
- Jak się nazywasz? - spytałam.
- Amidamaru.
- Więc Tokyo, tak? Muszę się tam dostać jak najszybciej.
- Chciałaś powiedzieć musimy, nie zostawię Yoha w potrzebie.
- No to na co czekasz? - mówiąc to zaczęłam biec w stronę dworca. Za sobą usłyszałam jeszcze słowa Yomej'a "Powodzenia.". Mam nadzieję, że zdążymy...
* * *
Pociąg właśnie zatrzymał się na stacji w Tokyo, więc razem z Amidamaru wyruszyliśmy dalej. Biegłam ile sił w nogach nie mogłam przecież pozwolić by coś się stało... Tylko zaraz, zaraz... dokąd ja tak w ogóle mam iść... Postanowiłam spytać się tutejszych duchów. Nie wiem czy ta ja mam takie szczęście, czy Tokyo jest jednym wielkim zbiorowiskiem wariatów. Westchnęłam, ale najważniejsze, że w końcu dowiedziałam się, że właściciela pomarańczowych słuchawek widziano w okolicach cmentarza... , a ten to już nie ma gdzie chodzić... Ponownie westchnęłam...
W mieście wiosna szalała już na całego, wietrzyk rozwiewał delikatnie liście drzew. Drzewa wiśni obsypane były milionami małych kwiatów. Na pewno zachwycałabym się tym widokiem gdybym się tak nie spieszyła, ale cóż... Przez te rozmyślenia nawet nie zauważyłam kiedy znaleźliśmy się na tokijskim cmentarzu. Nagle usłyszałam śmiech. Skierowaliśmy się w stronę tego dźwięku... Zza drzew zaczęła ukazywać się postać młodego chłopaka. Podeszłam bliżej to był Yoh, ale nie był całkowicie sobą, a miałam cichą nadzieję, że nie da się tak łatwo podpuścić.
- No pięknie, myślałam, że będziesz na tyle mądry i nie dasz się temu niedorajdzie. - powiedziałam pełnym spokoju i opanowania głosem.
- Kogo Ty nazywasz niedorajdą?! - spytał oburzony duch.
- Ciebie. Myślisz, że tacy jak ty mogą się tutaj panoszyć jak robale?
- Ty, ty...
- No co ja? Nie wiesz nawet co odpowiedzieć. Opuść ciało tego chłopca to się zabawimy, zobaczysz prawdziwą siłę.
- Hehe... Nie dam się nabrać, chcesz wysłać mnie do piekła.
- O jednak myślisz. - Gdy to powiedziałam na ciele Yoh zaczęło pojawiać się coraz więcej ran. Czy nikt mu nie mówił, że do tego typu duchów nie powinno się zbliżać, a tym bardziej łączyć się z nimi w jedności ducha!
-Yoh słyszysz mnie?! Jeżeli nie odzyskasz kontroli to coś Cię zabije, słyszysz.!? - krzyczałam.
- On Cię nie słyszy, biedaczek chciał mi pomóc, ale naiwniak. Nie ma tyle mocy by uwolnić się z pod mojej władzy. - powiedział. Wiedziałam to, wiedziałam, że nie da rady choć w głębi serca wierzyłam w niego. Nie wiedziałam co mam zrobić, czemu nie przybyłam tu kilka minut wcześniej? Nagle w stronę Yoha zaczęło kierować się jakieś bliżej nieokreślone pomarańczowe światło. Jego ciało powoli zaczęło upadać na ziemię pod swoim ciężarem. Amidamaru nie chciałby zrobił sobie krzywdę, więc wszedł w niego. (amerykańsko to brzmi). Duch opuścił jego ciało... to była moja szansa wyciągnęłam korale i wysłałam tego głupka do zaświatów.
Yoh:
Strasznie bolała mnie głowa... Kurczak... co się stało? Właśnie w tym momencie sobie wszystko przypomniałem.
- Wszystko dobrze. - gdy to usłyszałem nie wiedziałem co powiedzieć.
- Amidamaru?! - na całym ciele poczułem dreszcze, teraz zauważyłem, że jesteśmy w jedności ducha. Całe moje ciało przeszywały najróżniejsze emocje. Nigdy w życiu się tak nie czułem... tak jak bym wyczuwał, no właśnie co?... Wszystko co czuje Amidamaru. Dziwne, ale bardzo miłe uczucie.
- Przybyliśmy tu by Cię ratować...
- Zaraz, zaraz... My?! - W tym momencie w naszą stronę zaczęła kierować się blond włosa dziewczyna.
- Anna?! - powiedziałem bardzo zdziwiony.
- Tak, tak to ja. - odparła, a duch opuścił moje ciało. W tej samej chwili poczułem, że wszystko mnie boli. na całym ciele miałem rozległe rany.
- Chodź pomogę Ci.-mówiąc to pomogła mi pójść dalej. Wytłumaczyłem jej jak dojść do mojego tokijskiego domu, więc wyruszyliśmy w tamtym kierunku. czarnooka pomagała cały czas, choć resztę drogi przebyliśmy w ciszy.
Gdy doszliśmy w wyznaczone miejsce wyciągnąwszy klucz z kieszeni otworzyłem drzwi. Przeszliśmy przez korytarz. Nagle dziewczyna stanęła jak wryta... Chciałem spytać się jej o co chodzi, ale...
- TY MIESZKASZ W TAKIM SYFIE!!! . = ='
Witaj ^ ^
OdpowiedzUsuńPragnę przypomnieć o moim blogu, na którym pojawiła się nowa notka: http://hardliveasakura.blogspot.com/
I opisz ten syf..na pewno jest fajny xD
"Pewnego pięknego wieczoru, gdy słońce leniwie chowało się za horyzontem by ustąpić miejsca srebrzystej tarczy wiosennego Księżyca." - to zdanie jest po prostu piękne. *-* Ogólnie legenda jest bardzo ładnie napisana. Tworzysz świetne opisy natury, aż chce się czytać. : D
OdpowiedzUsuńA teraz wracając do historii. Jak zwykle Yoh i jego "szczęście" pozwala mu wpadać w różne tarapaty. Na szczęście Anna trzyma rękę na pulsie. Anna, do boju! : D