Anna:
Są dni kiedy leżę skąpana w ciepłych promieniach słońca na soczysto-zielonej trawie bez żadnych zmartwień. Są też takie, które swą monotonicznością sprawiają, że nie mam na nic ochoty. Zdarzają się też dni, o których chciałabym jak najszybciej zapomnieć, wymazać z pamięci...
Od incydentu w bibliotece minęły trzy dni. Teraz jest tak jakby nic się nie stało. Książka zniknęła, a wraz z nią owy skrawek papieru. Próbowałam ją odnaleźć, gdyż pomyślałam, że Pani Kino po prostu odłożyła ją na półkę po znalezieniu mnie w bibliotece. Mówiła, że leżałam nieprzytomna obok stolika. Powiedziała też, że powinnam się wysypiać gdyż to na pewno z przemęczenia. Ja zaś byłam innego zdania, ale nic nie powiedziałam...
Dwa dni zajęło mi przejście całej biblioteki. Obejrzałam grzbiety wszystkich książek i nic, tak jak by nie istniała. Postanowiłam, że spytam się mojej mentorki, czy nie wie co się z nią stało. Lecz dowiedziałam się tylko, że nie było tam nic prócz wypalonej do cna świeczki i kubka herbaty. Sama była zdziwiona, że tak po prostu sobie siedziałam nie mając żadnej książki w zanadrzu, tak jak miałam to w zwyczaju. Trochę mi to nie pasowało, przecież widziała mnie rano z tym tomem, lecz czy miałaby co przed mną ukrywać? Chyba nie... chyba...
* * *
W pewnej chwili deszcz zaczął ustępować, burza zaś oddalała się coraz dalej na zachód. Kropiło bardzo delikatnie, więc postanowiłam wyjść na taras za domem, wzięłam ze sobą kubek wcześniej przegotowanej gorącej czekolady i koc. Usiadłszy na ławkę okryłam się dającym przyjemne ciepło kawałkiem materiału, upiłam łyk napoju i spojrzałam w niebo. Przez szare chmury nie było widać ani jednej gwiazdy. Tylko to było minusem dzisiejszej pogody... Owe małe punkciki świecące na nocnym niebie dawały ukojenie, oderwanie od rzeczywistości... Tak bardzo lubiłam ten widok, wysypanego światełkami świata.
W oddali słyszałam szum drzew, które delikatnie poruszały swoimi koronami wraz z wiatrem. Gdy się wsłuchałam w ten melodyjny dźwięk usłyszałam także szczekanie psa, puchacza i jeszcze kilka innych ptaków. Chodź dużymi krokami zbliżała się noc las tętnił życiem.
Deszcz już prawie nie padał, więc postanowiłam zrobić rundkę w okół posiadłości. Swoje buty wzięłam w dłonie i poszłam na boso. Czułam jak stopy obmywa mi woda, a trawa delikatnie je łaskocze. Krople, które spadały z nieba spływały po kosmkach moich włosów. Popatrzyłam w górę, teraz obmywały moją twarz. Orzeźwienie w najczystszej postaci...
W pewnym momencie poczułam, że ktoś mnie obserwuje, ale kto to mógł być? Hmm... Lecz po chwili to uczucie zniknęło... Jak to? Czyżby mi się to zdawało? Nie miałam pojęcia o co chodzi. Gdy rozejrzałam się wokoło zobaczyłam sowę, siedzącą na drzewie koło kilu krzaków miłorzębu japońskiego (rośliny nagonasiennej klasy II MIŁORZĘBOWE oczywiście męskiej odmiany bo żeńska wydziela nieprzyjemny zapach, kto ma rozszerzoną biologie ten wie). Czyżby to wyżej wymienione zwierzę spowodowało u mnie tego typu odczucia? Nie sądzę by tak było... ale jestem taka przewrażliwiona ostatnimi czasy. Może to jest przyczyną...
Starczy tego spaceru, trzeba wracać. - pomyślałam i zaczęłam iść do domu... i znowu to uczucie... coś tu jest nie tak... Postanowiłam przyspieszyć kroku. Za mną rozległ się dźwięk czyjegoś głosu...
- Hehe... Znalazłaś księgę, tak? ... Pamiętaj Anno oni Cię oszukują... - mówił, słyszałam tylko młody męski głos, nie widziałam kto to mówi nie mogłam też czytać w myślach tej osobie... , ale dlaczego? Czyżby był to wyszkolony medialnie chłopak, który potrafi zamykać swój umysł?
- Miło było, ale pozwól, że Cię opuszczę. Musisz odpocząć Anno. - dodał po chwili.
- Kim ty... - zaczęłam mówić, ale mi przerwał.
- Wszystko w swoim czasie. - po tych słowach chciałam jeszcze dowiedzieć się kto to był, ale nic nie odpowiadał, a uczucie obserwowania zniknęło zupełnie, więc mogłam być pewna, że nie zwariowałam...
Szybkim krokiem wróciłam do posiadłości. Całą drogę nie mogłam zapomnieć o tym co się stało. Kim był ten chłopak i skąd znał moje imię? "Hehe... znalazłaś księgę, tak?... Pamiętaj Anno oni Cię oszukują." - zacytowałam jego słowa w myślach... Skąd on wie o tej książce?... Hmm... Nie miałam zielonego pojęcia. Druga sprawa, kto mnie oszukuje?
Na żadne z tych pytań nie znałam odpowiedzi. Więc postanowiłam pójść spać więcej już się nie dowiem. Od tego mogę się tylko nabawić migreny...
Yoh:
Minęły już cztery dni od kiedy obudziłem się z krzykiem. Lecz do tej pory nie mogę zrozumieć co było tego przyczyną. Czy ja wariuję? Nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić... Kurczak...
Właśnie jestem w drodze do domu ze szkoły. Wybrałem pieszą wędrówkę, taka dzisiaj piękna pogoda. Świeci słońce... po prostu super... Po wczorajszym deszczu nie ma ani śladu. Lubie deszcz, ale te ciepłe promienie słońca na twarzy mmm... wprost cudownie. Manta nie mógł mi dzisiaj towarzyszyć gdyż miał do załatwienia jakieś sprawy rodzinne. Więc zostałem sam, nie sprawiało mi to żadnej trudności... byłem do tego przyzwyczajony...
I znowu powróciły te pytania, pytania na które nie znalazłem odpowiedzi... Musze wreszcie coś z tym zrobić... Kurczak... no... W tej chwili wpadłem na świetny pomysł... Babcia... ona będzie wiedziała o co chodzi. Więc postanowiłem spakować się i od razu wyruszyć do Izumo.
Anna:
Każda z minionych nocy napawała mnie strachem... , ale ta... Gdy tylko o niej pomyślę przechodzą mnie dreszcze... Czemu to mnie zawsze spotykają takie rzeczy? Najpierw wizję, później ta dziwna znikająca książka, następnie ten chłopak, a teraz znowu te koszmary... Czy ja nie mogła bym mieć normalnego życia? Co ja takiego zrobiłam, że los nie da mi nawet chwili wytchnienia? Westchnęłam... Skutkiem tego natłoku emocji jest mój wygląd... Podkrążone, czerwone oczy... i do tego strasznie wychudłam... Ogólnie całe moje ciało potrzebowało ożywienia... jakiegoś zastrzyku energii...
Gdy byłam w takim stanie do pokoju weszła pani Kino.
- Boże... dziecko co ci się stało? - powiedziała, gdy przekroczyła próg mojego pokoju. Mimo, że była ślepa wiedziała co się ze mną dzieje... Wyczuwała też strach...
- Nie, nic wszystko w porządku. - próbowałam zamaskować te wszystkie uczucia, ale byłam tak bardzo roztrzęsiona, że wcale mi to nie wychodziło...
- Nie gadaj bzdur moja droga. To nie pierwszy raz, prawda? - ona już dawno wiedziała...
- Tak proszę pani. - powiedziałam smutno.
- Mam pomysł Anno. Po obiedzie powinnaś wybrać się do Aomori, mieszka tam moja przyjaciółka Kazumi Kinashita. Jest Itako i Onmyouji co pozwala jej wiedzieć więcej. Mam już pewną koncepcję. Ona powinna upewnić mnie w moich przekonaniach.
- Dobrze. - powiedziałam cicho, a wiec jadę do Aomori... Miejsca, w którym wszystko się zaczęło....
* * *
Była godzina 14 kiedy zaczęłam się pakować. Nie miałam pojęcia kiedy wrócę, może jutro, a może za miesiąc... , ale czy dam radę? Z tym miejscem nie mam ani jednego miłego wspomnienia. To tam przyszłam na świat...
Od najmłodszych lat kiedy mieszkałam w Aomori byłam wyrzutkiem społeczeństwa... Nawet moja rodzina... ona... nigdy mnie nie chciała... To zaczęło się kiedy miałam sześć lat... Wtedy całe moje cało opanował wzrok duszy... Słyszałam głosy... Widziałam dziwne postacie... Nie wiedziałam kim one są, teraz już wiem ... to były... Demony Oni... Każdego wieczora modliłam się, żeby przestały... , że ja już dłużej nie wytrzymam... , ale nic to nie dało. Oni nie odstępowali mnie ani na krok, szepcząc mi do ucha niewyobrażalnym głosem, głosem nie z tego świata... "Zabij!" , "Zabij!" , "Nie jesteś nikomu potrzebna." , "Przecież słyszysz, własna matka cię nie kocha." , "Zabij! Po co ci oni, zabij!" . Z ledwością dawałam radę... aż do tego felernego dnia... Wtedy to usłyszałam... "Oddajmy ją!" - mówił mój ojciec , "Po co nam taki bachor." - myślał ... "Ale komu?" -mówiła moja matka , "Mam dosyć tej małej."- myślała... I wtedy to się stało... znowu usłyszałam te głosy, głosy demonów : "A nie mówiłem... Heh... Ludzie są tacy głupi..." Zaczęłam płakać... Nie wiedziałam co mam robić ... "Słyszała nas!" - powiedzieli moi rodzice. Bariera, która nie pozwalała mi czynić zła pękła w mgnieniu oka. Nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. W okół mnie pojawiło się jeszcze więcej Oni-ch, wraz z nimi pomieszczenie pochłonął ogień... Usłyszałam tylko krzyki domowników... Widziałam jak ich ciała zamieniają się w popiół. Nienawiść do nich rosła z każdą chwilą... , ale gdy wszystko się skończyło, ona także zniknęła... Byłam wolna, ale czy na pewno?....
* * *
* * *
Strach, w oczach moich ofiar...
Ból, przeszywający ich ciała...
MORDERCA...
MORDERCA...
MORDERCA...
MORDERCA...
* * *