sobota, 13 października 2012

11. z pozoru zwykły dzień, ale czy na pewno?


Yoh:

                  Bywają chwile w życiu, których nie potrafimy jakoś racjonalnie wytłumaczyć. Tak po prostu bum... i jest... Można byłoby pomyśleć, że tak musiało się stać. Może to jakiś znak? Lecz... co mogło spowodować tę...


* * * 
                 Właśnie jesteśmy w drodze do szkoły.Droga do owej placówki oświatowej nie należy do krótkich, nawet gdy w grę nie wchodzi piesza wędrówka. Nawet naszym amerykańskim środkiem lokomocji, który jest tak bardzo punktualny (w innym znaczeniu tego słowa =='), zajmuje to szmat czasu, około 30-50 minut. Zależy to od dwóch najważniejszych czynników. Po pierwsze... wielkie miasto to wielu mieszkańców, jak wielu mieszkańców to wiele zakładów zatrudnienia ("I tylko praca i praca, bo to się opłaca"- cytat z filmu/bajki "Królewna Śnieżka i siedmiu krasnoludków" ) , a do każdego z nich trzeba się jakoś dostać i tak o to nasze piękne Tokio zamienia się w jeden wielki sznurek różnych środków transportu drogowego. Drugim problemem jest kierowca. Nie, nie zrozumcie mnie źle, nie żywię do tego typu ludzi jakiejś urazy... po prostu... zachowanie owego prowadzącego tak wspaniały autobusik jest miejscami dziwne. Są dni kiedy wsiadamy do środka, oczywiście mówimy "Dzień Dobry"... Luzik, bluzik i powaga... Zajmujemy miejsca i zaczyna się nasza podróż do szkoły. Kierowca zaś ni z gruchy, ni z pietruchy naciska pedał gazu i w szkole jesteśmy w 30 minut. innym razem zaś wszystko jest podobnie do momentu gdy ruszamy. facet po prostu jakby zapomniał gdzie dodaje się gazu... ==' (może mu narysować? ) 
  


FRAGMENT NIE DOTYCZY NOTKI .
CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
MOŻE UKAZYWAĆ MOJĄ CHORĄ WYOBRAŹNIE. 
Ja: Oj już dobrze przepraszam, że się wcinam w tak interesującą wypowiedz Yosia. Powieście mnie za to, ale no już nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Przypomniała mi się jedna naprawdę amerykańska akcja. To zaczęło się wczoraj gdy moja mała kuzyna oglądała bajkę pt.: "Barbie i sekret wróżek" i tak na szczęście, albo nieszczęście dzisiejszej notki, ja musiałam wtedy wparować do pokoju. Siedziałam na kanapie wcinając krakersy aż usłyszałam, że ta cała Królowa Wróżek mówi coś w stylu "pokarz, że jest z ciebie wartościowy wróż..." ==' Na początku pomyślałam WTF... ? Wróż ... heh (zadławienie krakersem) . Wiem, że to taka odmiana wróżki płci "MĘŻCZYZNA", ale czy to nie brzmi tak jakoś amerykańsko?... W-R-Ó-Ż ... no po prostu jak to słyszę to nie mogę przestać się śmiać. W tej samej chwili moja chora wyobraźnia wykreowała sobie muchę. Wiem, wiem co powiecie "Co ma piernik do wiatraka?" No wiecie taki młyn ma wiatrak, a w młynie robi się mąkę, a z mąki pierniczki według przepisu CarpeDiem najlepsze (do smaku należy dodać gram miłości ==" ) , a wracając do muchy, to wróżki też mają skrzydła, ale nie o to mi chodzi hmmm... jak brzmiałby mężczyzna do muchy... Myśli , myśli, myśli....  mu, Mu, MU ... ... MUSZ .... No właśnie! I w ten czas oczy zrobiły mi się wielkie jak pięciozłotówki... . I tak zakończyły się moje przemyślenia pt.: " Wróż i musz podobieństwa i różnice".
KONIEC!

Yoh:

                       No więc nasz kochany kierowca autobusu nr 101 zatrzymywał się przed każdym przyjściem dla pieszych. Nawet gdy żadna żywa istota (lub mniej) nie chciała przejść. Wtedy jazda trwała do 50 minut, w skrajnych przypadkach dłużej... 
                       Dzisiaj zaś mamy dzień z sytuacją B, jeszcze chwila i oszaleje. Zaraz ślimak nas prześcignie! == Obaj byliśmy tak znudzeni jazdą, że nie mieliśmy siły rozmawiać. Aż żałuję, że nie spóźniliśmy się na autobus. Teraz bylibyśmy w połowie drogi do szkoły, już dawno minęlibyśmy poruszającego się żółwiem tempem busika. Nieraz nawet zastanawiam się czy nie wysiąść po prostu i pójść na pieszo (albo zrobić napad na autobusiaka i przejąć władzę absolutną. Chodź nie widzę Yosia za kierownicą, no po prostu do niego nie pasuje, a druga sprawa to czy on w ogóle potrafi kierować wielką maszyną na czterech kółkach. Nie, nie chodzi mi tu o wózek sklepowy ==" ). No, ale powiedziałem sobie tak : " Przecież nie dam się pokonać jakiemuś tak środkowi lokomocji miejskiej. Zostaje!". I z tego właśnie powodu już dano z tond nie uciekłam.
                       Z wiadomych powodów podróż minęłam nam w ciszy. Ja przez cały czas patrzyłam przez szybę. Krajobraz za nią wyglądał jak by sam się poruszał, a nie ja w tym... (czymś jadącym 20 km\h) Cicho westchnąłem...  Patrząc na tą sytuację z innej strony, bardziej optymistycznej to może spóźnimy się na pierwszą lekcje i nie będę pytany. Nie chodzi mi o to, że się nie uczyłem, ale pan profesor od fizyki po prostu się na mnie uwziął. ( Nie zrozumcie mnie źle to nie tak, ze nie lubię fizyki. Wręcz przeciwnie bardzo, ale to był pierwszy przedmiot jaki przyszedł mi do głowy, a wiecie pierwsza myśl najtrafniejszą być) . Nie ma lekcji gdyby nie powiedział tych trzech jakże oczekiwanych słów ==' : "Asakura do odpowiedzi." Co ja mu takiego zrobiłem? Przecież grzecznie sobie siedzę w ławce, nie przeszkadzam. No tak, zdarza mi się przysnąć, ale to nie koniec świata. Kurczak... no naprawdę świat się nie zawali jak sobie podrzemię.  
                     No więc całą tą męczącą podróż spędziłem na rozmyślaniu nad sensem swojego istnienia i jak tu po takich przeżyciu nie spać na lekcjach?!
                     Łaskawi bogowie wysłuchali mojej modlitwy. Nie wiem jak to się stało, że dojechaliśmy tak późno. (Bo ja tak chciałam) Gdy przekroczyliśmy próg szkoły była przerwa po pierwszej lekcji. Heh... ale mi się fuksnęło , przecież nie mogą mi nic zrobić. Nie moja wina, że kierowca autobusu ma swoje humorki i babunia z laseczką by tu była wcześniej ( z całym szacunkiem dla babć). Takim też sposobem naszą pierwszą lekcją tego pięknego piątkowego poranka będzie historia. Więc skierowaliśmy się pod drzwi o dźwięcznej nazwie "gabinet Historyczno-Geograficzny". Gdy byliśmy już na miejscu zadzwonił dzwonek. Po chwili zjawił się tez nasz profesor od wyżej wymienionego humanistycznego przedmiotu, pan A.W. Po wspólnym przywitaniu, spakowaniu obecności przez nauczyciela. Oznajmił nam, że piszemy KARTKÓWEJSZYN i mamy wyciągnąć karteczki. (heh... no tak właśnie mówi mój profesor od historii) Kurczak... Oczywiście nie obyło się bez jęków.
- Ale proszę psora... - mówił jeden z uczniów 
- Żadnych "ale" , Dzień bez kartkówki to dzień stracony-odparł (tak też mówi).
                     Po napisaniu kartkówki, lekcja mijała dość szybko.
- Jeszcze 5 minut do końca lekcji, więc napiszcie zadanko domowe.- cała klasa przyjęła tą wiadomość bardzo entuzjastycznie... - "Nauczę się z dwóch ostatnich lekcji do upragnionej piątkowej kartkówejszyn" - (dosłowny cytat z mojego zeszytu) i tym optymistycznym akcentem zakończyliśmy lekcje.  Reszta lekcji minęła nam normalnie i nic niezwykłego się nie zdarzyło, jeżeli normalne można nazwać życie szamana. Zwykły dzień w szkole. Wiecie co najbardziej lubię w piątkach? Tak, tak macie racje, że po nich zawsze mamy weekend... po prostu żyć nie umierać.


* * *

                    Wieczorem, jak to wieczorem patrzeliśmy razem z Mantą w gwiazdy. Te małe świecące punkciki na niebie od zawsze wydawały mi się jakieś magiczne. Gdy patrzyłem na nie, wszystkie smutki opuszczają moje ciało... czuję się wtedy taki lekki...
Po kilkunastu minutach Manta musiał wracać do domu, więc zostałem samo... Westchnąwszy, przeciągnąłem się dwa razy... Zrobiłem się strasznie zmęczony, no cóż chcąc, nie chcąc trzeba było iść spać... Co ja mówię, oczywiście, że chcąc... Spanie jest jednym z moich ulubionych czynności... 


* * * 

                    Boże... co to było do jasnej kuręcji... Nic z tond, ni zowąd poczułem niewyobrażalny ból przeszywający mnie na wskroś... Bezwiednie popatrzyłem na zegarek była godzina 6:38... Wiedziałem, że ten ból nie był przypadkowy... lecz nie miałem pojęcia co mógł oznaczać...


* * *

Dwie dusze,
których połączenie związane jest z więzami krwi.
Dwie dusze,
które czują to samo.
Dwa światy,
których zły los nie chce złączyć...

Teraz już mija, Przeszłość minęła,
przyszłość nadejdzie, gdy Dwa Jednym będzie.

 * * *
_________________________________________________________________________________
                   Ohayo :D Mam nadzieję, że notka się podobała... Teraz muszę się Wam pochwalić jaki fajny napis miałam na kisielku... Kupiłam sobie kisielek do kubeczka... Przyszłam do domu i oczywiście od razu chciałam go wszamać... Więc wstawiłam wodę itd... Gdy tak sobie już go jadłam, czytając instrukcje zrobienia go na opakowaniu... Oczywiście jak to ja nie trzymałam się jej... Wzięłam kubek, w którym mieści się 300ml wody, a miał być taki o pojemności 250 ml... Kurczak... Ale do rzeczy, na przedniej stronie owego opakowania była naklejka... "Odklej mnie!" ... No to oczywiście nie byłabym sobą gdybym jej nie odkleiła... przecież ona tak bardzo chce być odklejona ^^ . Więc po wykonaniu wyżej wymienionej czynności, pod nią zauważyłam napis... : "W życiu chodzi o to, by być trochę niemożliwym." Oczywiście całkowicie się z tym zgadzam... 
                  No dobra nie zanudzam już, więc do następnego... Buziaki :) 

4 komentarze:

  1. Jak zwykle świetny rozdział :D
    Cudowny fragment z tym kierowcą autobusu (ps: fajny rysunek xD)
    Dziewczyno! Masz wielki talent do opisywania uczuć! Też bym tak chciała...
    Dobra, nie będę tu marudzić xD
    Rozdział cudowny - czekam na next :D
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Oczywiście masz rację! Japończycy bardzo biegle posługują się językiem angielskim. Ja jednak chciałam nawiązać do tego, że gdy
    a) Japończyk jest w swoim kraju to nie pomoże obcokrajowcowi bo się wstydzi że sie pomyli
    b) Jeśli jest w innym kraju(jak np wspomniałaś o Berlinie) to mówi po angielsku nie bojąc się już o pomyłki, po prostu musi i koniec
    Jednak jeśli w Japonii spytasz np o drogę do kina to nikt ci nie pomoże:(


    Dużo osób to potwierdza:( Niestety,podstawowych zwrotów po japońsku trzeba troche wykuć jadąc do tego kraju.


    pozdrawiam^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Ohayo : D Wpadłam na Twojego bloga przypadkiem. Przeczytałam tylko tą notkę, nie mogę się na razie połapać, ale bardzo podoba mi się Twój styl pisania. XDD Będę odwiedzać odwiedzać Twojego bloga częściej. ^-^
    Część o kartkówce wielce życiowa ;_; Według większości moich nauczycieli dzień bez kartkówki, tudzież pytania całogodzinnego, to dzień stracony. Biedny Yoh~ ;_;
    Ja również piszę opowiadanko, ale dopiero zaczynam. ._. Mimo to zapraszam, może się spodoba. : D

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam wszystkie notki, nie mogę się doczekać następnych.
    Ty to masz chyba jakiś talent do przyciągania uwagi czytających, bo ja po pierwszej notce chciałabym poznać całą opowieść. :D

    OdpowiedzUsuń