Nikt nie wie kogo może spotkać za rogiem, nie wiemy także czy z tego spotkania będziemy zadowoleni. Może chcielibyśmy po prostu nie wiedzieć, żyć bez świadomości o tym, że taki ktoś w ogóle istnieje. Bo nie zawsze wiedza jest czymś dobrym, ale nie wiedzieć to żyć bez świadomości, że coś może się stać.
* * *
Yoh:
Ach, czemu zły los pokarał mnie szkołą. No dobra, budynek sam w sobie jest amerykański, ale wstawanie od tak wczesnej porze... to nieludzkie. Kto w ogóle wymyślił taką godzinę jaką jest szósta. Szósta rano!!! Westchnąłem... Chcąc nie chcąc trzeba było wstać... Zaraz zwariuję! W żółwim tempie wygramoliłem się z łóżka. Przetarłszy prawe oko znów westchnąłem... Przeciągnąłem swoje leniwe ciało jeszcze kilka razy. Ach zaraz przyjcie po mnie Manta, a właśnie zapomniałem wspomnieć, że poznałem superowego małego człowieczka zwanego Mantą, nie wróć jego to mogę nazwać prawdziwym przyjacielem. Zaczęło się to pewnego dnia gdy...
Szedłem sobie ulicą słuchając muzyki, właśnie przyjechałem do Tokio. W tym mieście miały odbyć się walki szamanów tego pięćset lecia. Turniej, który wyłonić ma następnego króla szamanów, znaczy eliminacje odbywają się w najbardziej chaotycznym miejscu na ziemi, wybrano więc Tokio. No wiec, szedłem sobie chodnikiem, aż zauważyłem ducha siedzącego na ławce pod drzewem. Była to młoda kobieta mająca około 25 lat, płakała. Ja zaś chciałem jej pomóc. Powolnym krokiem zacząłem iść w jej kierunku.
- Mogę pani w czymś pomóc?
- Hmm... Ty mnie widzisz?- spytała zapłakanym głosem.
- Tak.- odparłem pełen optymizmu.
- Mówię do ludzi, a oni mnie nie dostrzegają. Jestem dla nich jak powietrze. Nie chce być duchem! Jesteś pierwszą osobą, która zwróciła na mnie uwagę. - mówiła.
- Może mogę jakoś pomóc?
- Chciałabym by ktoś zalazł moje ciało, nie mogę stąd odejść do puki ktoś nie dowie się, że... no wiesz... zostałam zamordowana...- zaczęła coraz bardziej łkać.
- Nie mów jeżeli nie chcesz... - odparłem. W tym momencie w naszą stronę zaczął zbliżać się niewielkiego wzrostu chłopak.
- Dzień dobry Pani. - odparł przechodząc obok.
- Ty ją widzisz?-spytałem, musiałem mieć wtedy głupią minę, gdyż chłopak spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem.
- Czemu miałbym nie widzieć? Nie rozumiem...
- No... bo ten tego... ona jest duchem... - odparłem
- Przecież to zwykła pani, siedząca sobie na ławce... czekaj, czekaj... powiedziałeś, że ona jest DUCHEM!!! - krzyknął... czyżby bał się duchów?...
- Yyy... no tak... spokojnie nic Ci nie zrobi, potrzebuje tylko pomocy... - odparłem
- Aaaa...-zaczął lecz mu przerwałem.
- A tak po za tym jestem Yoh Asakura.-powiedziałem podając mu rękę w geście przywitania.
- Ja jestem Manta Oyamada.- odparł odwzajemniając gest z wielkim uśmiechem na ustach.
- Wiec ..., a właśnie nie znam twojego imienia. Przedstawisz się? - powiedziałem do ducha kobiety.
- Oczywiście. Nazywam się Yuka Mihashi, miło mi was poznać. - odparła ocierając zapłakane oczy.
- Nam też bardzo miło, prawda Manta?- spytałem oczywiście bez szczerego uśmiechu się nie obeszło.
- Tak.
- Manta, może pomoglibyśmy tej zbłąkanej duszy? - Chłopak zastanawiał się chwilę aż odparł.
- Hmm... Wiesz Yoh, nie wiem dlaczego, ale coś mi mówi, że powinienem pomóc.
- Taka jest rola szamana w tym świecie.
- Szama... kogo? - spytał z zakłopotaną miną. Czyżby nie wiedział kto to jest Szaman? To dlaczego widzi duchy?
- Szamana.
- Kto to jest szaman?-Kurczak... naprawdę nie wie.
- Wiesz co? Opowiem Ci to innym razem, teraz wysłuchajmy Yuki. - odparłem po chwili milczenia.-No więc czekamy Yuki. - mówiąc to uśmiechnąłem się szczerze.
- No to tak, zdarzyło się to jakieś pół roku temu. Właśnie szłam do sklepu po mleko dla mojego małego synka na śniadanie. Wracałam do domu zaułkiem... Tam właśnie to się stało... Tam właśnie umarłam... Moje ciało wrzucili do rzeki kilka kilometrów z tond. Tokijska policja, nie mogła go odnaleźć, więc śledztwo umorzono. Nie chcę się zemścić na tych zbirach, chciałabym tylko żeby mój synek Aki wiedział jak bardzo go kocham... - gdy użyła jego imienia mimowolnie posmutniała, widać było, że bardzo za nim tęskni.
- Oczywiście, że pomożemy. - powiedziałem po wysłuchaniu jej opowieści.
- Dziękuję, jeszcze nikt nie okazał mi tyle serca. - odparła, w jej oczach zauważyłem łzy szczęścia.
- No dobra, Manta co ty na to? Bierzemy się do roboty. - powiedziałem wstając z ławki i otrzepując spodnie. On tylko się uśmiechnął. Najpierw we trójkę skierowaliśmy się na policję by powiedzieć o ciele Yuki w rzece. Funkcjonariusze nie chcieli nam uwierzyć, ale po pół godzinnych namowach, od niechcenia wysłali dwóch swoich ludzi w tamte miejsce. Zostawiłem numer telefonu by zawiadomili nas o tym czy coś tam znajdą. My zaś żywszym tempem skierowaliśmy się do domu nowej znajomej. Po czterdziestu minutach dotarliśmy do małego domku na obrzeżach Tokio. Zapukałem do drzwi, po chwili w drzwiach pojawił się mały chłopiec miał około 3 lat. Gdy nas zobaczył krzyknął...
- Tato, tato, tato... Mama wróciła...
- Synku ile razy mam Ci powtarzać, że mamy już z nami nie ma... - usłyszeliśmy męski głos dobiegający z wnętrza domu. W pewnym momencie w naszą stronę zaczął kierować się młody mężczyzna gdzieś w wieku Yuki.
- Boże Yuki...- powiedział cicho, ale na tyle głośno byśmy go usłyszeli. W szybkim tempie podszedł w naszą stronę.
- Hisaki, Aki wy mnie widzicie?-powiedziała zdziwiona dziewczyna.
- Mamusiu tęskniłem za tobą.-powiedział malec uśmiechają się od ucha do ucha.
- Synku... - gdy to powiedziała w jej oczach pojawiły się łzy.
- Yuki, myślałem, że nie żyjesz...- powiedział uradowany mężczyzna, po jego policzku spłynęła łza. Yuki w tym samym momencie posmutniała.
-Hisaki ja... ja... ja nie żyje.
-Ale jak to? Przecież Cię widzę i...
-Ja chyba wiem jak to wytłumaczyć...-zacząłem. Wszystkie cztery pary oczu skierowały się na mnie. - ...myślę, że to przez uczucia, jakie żywią do Ciebie Yuki, syn i mąż... Tragedia jaka was dotknęła otworzyła wasze serca na duchy... W każdym z nas jest dar widzenia zmarłych, ale nie każdy potrafi go w sobie odnaleźć, gdyż nie jest to łatwe...- gdy skończyłem mówić, w oczach wszystkich zobaczyłem zrozumienie.
- Aki, synku przyszłam tu by Ci powiedzieć, że mamusia zawsze będzie Cię kochała, nawet jak nie ma jej tutaj... -powiedziała po chwili milczenia zapłakanym głosem.
- Mamusiu też Cię kocham. - powiedział w jego małych zapłakanych oczkach dostrzegłem wielkie uczucie jakim obdarzał swoją matkę. W tym momencie postawiłem się na jego miejscu. Stracić matkę w tak młodym wieku... Boże... to największy cios dla dziecka...
- Hisaki?
- Tak.
- Opiekuj się Aki. Pamiętajcie, bardzo was kocham, na mnie już czas. Zajmę wam dobre miejsce po drugiej stronie... - mówiąc to uśmiechnęła się życzliwie. W tej chwili w okół niej pojawiło się złote światło sięgające nieba... była gotowa... Lecz zanim odeszła powiedziała jeszcze dwa słowa skierowane do mnie i do Manty.
- Dziękuję Wam... - z tymi słowami jej dusza zaczęła unosić się po wstędze do nieba...
My zaś odpowiedzieliśmy jej szczerymi uśmiechami. Na twarzy Manty zauważyłem wiele uczuć, wdać było, że jest świadkiem takiego wydarzenia pierwszy raz.
- Wspaniały widok, co nie Manta?- powiedziałem patrząc na odchodzącą duszę.
- Yhy...-odparł krótko. Ja zaś wiedziałem, że zachwyca się tym widokiem. Z rozmyśleń wyrwał nas głos Hisakiego.
- Chłopaki to wy pomogliście mojej żonie zaznać spokój, prawda?-spytał, a raczej sam sobie odpowiedział. - Wejdzie zrobię wam gorącej czekolady. - dodał i gestem zaprosił nas do środka. My oczywiście nie protestowaliśmy. On zaś wziął syna na ręce i zaprowadził nas do kuchni.
- Rozgośćcie się. - powiedział gdy byliśmy już na miejscu. Przysiedliśmy się do stołu, Hisaki podał nam parującą jeszcze czekoladę, Aki zaś dostał soku do kubka nie kapka (wiecie to taki kubek z takim dzióbkiem, z którego nie kapie :D).
- Wiecie... no ten... - zaczął lecz mu przerwałem.
- Wiemy. - odparłem, nie musiał nic mówić. Widziałem wdzięczność w jego oczach. Dopiliśmy ostatnie łyki gorącego napoju, serdecznie podziękowaliśmy i skierowaliśmy się w stronę drzwi. W tym momencie w naszą stronę zaczął biec Aki, przykucnąłem, on zaś rzucił mi się na szyje i mocno przytulił. Po chwili zrobił to samo Mancie. Po czym powiedział "Dziękuję!". Jest taki mały, a już tak dużo rozumie... Naprawdę wspaniały z niego maluch.
- No dobra Manta, to idziemy. Co ty na to?
- Jestem za. - odparł mój mały kolega.
Pożegnaliśmy się jeszcze z rodziną Mihashi'ch i opuściliśmy ich dom. W drodze powrotnej długo rozmawialiśmy. Okazało się, że Manta chodzi do tej klasy do której ja będę uczęszczał od jutra. Hehe... ale zbieg okoliczności. Bardzo polubiłem tego małego kujonka, zostaliśmy przyjaciółmi.
* * *
- Hej Yoh. - powiedział z entuzjazmem mój przyjaciel.
- Hej Manta, wejdź... Zaczekasz chwile? Jak widać nie ubrałem się jeszcze. - powiedziałem z zakłopotaniem.
- To co ty robiłeś od rana, myślałem, że wstajesz o szóstej rano? - powiedział wchodząc do środka.
- No tak właśnie wstałem. która godzina?
- Hmm... - luk na zegarek. - Jest 6:45...
- Że co?! - Krzyknąłem.
- No 6:45...-powtórzył.
- No wiem, aleś się zamyśliłem...
- A o czym tak żywnie myślałeś? - spytał.
- A dużo tego było. - odparłem. - Dobra idę się szykować bo się spóźnimy.
- Okey. - usłyszałem głos Manty, w tym samym momencie skierowałem się na górę do swojego pokoju. Ubrałem się i zszedłem z powrotem do czekającego przyjaciela. Szybko wziąłem kromkę chleba, założyłem plecak na plecy i buty tam gdzie powinny być i razem wyruszyliśmy do szkoły...
* * *
A teraz powiedź mi,
CZY TY JESTEŚ JELEŃ?
Czy ta pocztówka nie jest fajowska?
No dobra już nie zanudzam.
Buziaki. :D