Nikt nigdy nie wie jak potoczy się jego egzystencja. Czy życie postawi na naszej drodze osobę, która zmieni nasze postrzeganie rzeczywistości, choć wierzymy, że jest to niemożliwe? Jedna wielka niewiadoma, którą każdy człowiek chciałby zgłębić.
Świat, nieskończona pustka... a może jest coś w nim co daje choć małą iskierkę wielkiego szczęścia? Rodzina to małe światełko w tunelu, nasza własna oaza po środku pustynnego żaru rozterek serca, które chcemy by trwało, byśmy nigdy nie zostali sami. Każdy także chciał by mieć przyjaciela, kogoś komu mógłby się wygadać, ktoś kto pomógłby przezwyciężyć wszelki strach i ból...ale.. Co się dzieje z naszym życiem, kiedy to wszystko zniknie? Czy serce przestanie bić kiedy nie ma dla kogo? Może po prostu znikniemy z tego świata nic po sobie nie zostawiając? Może cierpieć będziemy resztę życia w ukryciu zapomniani przez świat? Nikt nigdy się tego nie dowie, puki sam nie przeżyje utraty wszystkiego w co wierzył... wszystkiego co miało jakikolwiek sens...
Anna:
Każdego dnia budzisz się, a wokół nic niema. Nie masz gdzie się podziać, chodź masz swój własny dom. Wmawiasz sobie, że jesteś komukolwiek potrzebna, a tak naprawdę jesteś tylko pyłkiem na wyjściowej marynarce świata. Podobnym do tych wszystkich innych pyłków we wszechświecie. Więc po co nam istnieć w pustce?
Sekundy zamieniają się w minuty, minuty w godziny, godziny zaś w dni... dni w lata... Ktoś mógł by powiedzieć "To się nazywa porządek, czas płynie w wyznaczonym kierunku. Po nocy leniwie wstaje dzień, a po dniu zapada noc. Po każdej zimie jest czas na wiosnę... po wiośnie, lato jesień i znów czas na zimę... Zwierzyna leśna zapada w sen zimowy, by przy pierwszych roztopach, pojawieniu się małych białych czapeczek na zielonych łodyżkach, które tak łapczywie chwytają pierwsze promienie wiosennego słońca zwanych przebiśniegami , wstać i żyć pełnia, każdym dniem przygotowując się na kolejne pojawienie się białego puchu... " I tak cykl wszechświata mógłby krążyć w nieskończoność, lecz czy życie ludzkie, życie człowieka też jest takim cyklem powtarzania? Z jednej strony tak... rodzimy się by umrzeć, umieramy by zwolnić miejsca nowemu pokoleniu i tak świat mógł by biec w nieskończoność aż po swój własny koniec...
Lecz z drugiej strony, życie każdego człowieka jest inne, każdy z nas ma w nim swoje miejsce...
* * *
-Nie puszczę.. Obiecuję....- usłyszałam cichy, zapłakany głos... W tej samej chwili ból zaczął leniwie opuszczać moje ciało. Stawałam się wolna... Powoli, w ślimaczym tempie zaczęłam czuć się lepiej. Otworzyłam delikatnie, ciężkie powieki. Nad sobą zobaczyłam jakąś postać, chodź na początku nie wiedziałam kim jest, cały świat przede mną był rozmazany. W pewnym momencie ostrość zaczęła powracać. Moim oczom zaczął pojawiać się obraz otaczającego świata. Zobaczyłam jego... chłopak miał zapłakane, czerwone oczy, w których zobaczyłam... troskę? Tak, troskę..., ale jak to? Ktoś troszczył się o mnie? Dlaczego? Przecież ja nie jestem tego warta? Nie warta zachodu, nic nie warta... opuszczona... przez tych, na których mi zależało..., ale sama byłam sobie winna, ten... ogień... Jedna samotna łza spłynęła mi po policzku, na samą myśl o rodzicach, co ja zrobiłam?
-Anna...- usłyszałam cichy szept, który wyrwał mnie z rozmyśleń. Ja tylko odwróciłam głowę w jego stronę... nic nie powiedziałam...
-Jak się czujesz?- spytał ocierając rękawem bluzy mokre od łez policzki. Mówił dalej, lecz ja dalej milczałam. On zaś spuścił wzrok i posmutniał, nic więcej nie powiedział...
Yoh:
Spuściłem wzrok, co miałem więcej powiedzieć jeżeli ona nie chciała odpowiadać? Bezwiednie ścisnąłem mocniej jej rękę. Chyba dopiero teraz zauważyła nasze splecione dłonie, gdyś szybko na nie spojrzała. Gdy to zrobiła, posmutniała, a w jej oczach zobaczyłem... troskę... ale jak to troskę? Przecież mi nic nie jest... W pewnej chwili uwolniła się z uścisku mojej dłoni, wstała i skierowała się w stronę szafki. Nie wiedziałem o co chodzi... Nagle zauważyłem, że wyjmuje z niej butelkę wody utlenionej, gazę jałową i bandaż. Pomyślałam, że chce przemyć swoje rany. Ona zaś usiadła koło mnie na podłodze, chwyciła moją rękę tą którą chwile temu przymała w swojej dłoni. Popatrzyła na jej stronę zewnętrzną, wtedy wiedziałem już po co jej te wszystkie środki opatrunkowe. Miałem na niej pięć głębokich ran po paznokciach. Musiała naprawdę mocno ściskać. Zaczęła przemywać ją delikatnie, strasznie piekło, ale nie chciałem nic mówić. Było mi głupio, na pewno miała wyrzuty sumienia. Po zdezynfekowaniu zabrała się za opatrywanie. Robiła to z taką gracją, czułością... Gdy skończyła popatrzyłem w jej oczy, w tedy dostrzegłem w niej piękno. Wielkie prawie czarne oczy, niesfornie ułożone blond włosy i jasna cera... W tej chwili do pokoju weszła babcia.
-Wszystko dobrze dzieci?- spytała z troską w głosie.
-Tak proszę pani.- odparła cicho, trochę zachrypniętym od płaczu głosem Anna.
-To się cieszę. Anno zaparzyłam Ci zioła, zejdźcie na dół, jedzenie czeka już na stole.-powiedziała po czym skierowała się ku drzwiom wyjściowym. Spojrzałam jeszcze raz na blondynkę.
-Chodźmy...- powiedziałem krótko, po czym zrobiliśmy to samo co przed chwilą babcia.
szliśmy w ciszy po schodach słuchając rytmicznego skrzypienia pod naszymi stopami.
Weszliśmy do jadalni... Spojrzałem w stronę idącej powolnym krokiem blondynki, wtedy poczułem, że wreszcie spotkałem kogoś kto jest taki jak ja...skrywa w sobie samotność, ból, żal, ale i... radość, nadziej na lepsze jutro... Prawdziwą przyjaźń...
* * *
"Żyje się chwila, a czas jest tylko przezroczystą perłą wypełnioną oddechem.."
Halina Poświatowska
Rozdział jest bardzo refleksyjny. I to nie przez same wydarzenia. Rozmyślania Anny na temat przemijania może nie są oryginalne, ale naprawdę wielki plus za wykorzystanie motywu w historii. c:
OdpowiedzUsuń