Światło słoneczne zaczęło tracić
na sile. Słońce chowało się leniwie za horyzontem. Świat zaś z minuty na minutę
zaczynał utulać się do snu. Kwiaty, zamykały powoli swoje kielichy. Wszelka
zwierzyna leśna zrobiła to samo, chowają swoje łepki w norkach. Dziś był
wyjątkowo piękny wieczór. Na niebie rozmytych było wiele barw, dając
niesamowity efekt, tak jakby, ktoś każdego wieczoru pociągał wielkim pędzlem po
błękitnym nieboskłonie.
Yoh:
* * *
Oczy, jej oczy. Czerń, czerń w jej oczach.
* * *
Patrzyłem głęboko w oczy blondynki. Czułem jakbyśmy byli złączeni. Złączeni, w jednym ciele, w jednej duszy. Spojrzeniu przeszywającym nas na wskroś. Czułem to co ona, nasze oddechy... miarowe... spokojne... Czułem rozpalający się w jej sercu płomień nadziei. W pewnej chwili moje ciało przeszył straszliwy ból... ból nie do opisania. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem wykrztusić nawet jednego słowa, nawet najcichszy szept nie mógł wydostać się z moich ust... Nagle zauważyłem, że po jej policzkach płynie krew. Strasznie się przeraziłem, w tym samym momencie ocknąłem się z transu... Dziewczyna zaś dalej stała w bezruchu, wzrok miała nieobecny... prawe... pusty...
Złapałem dziewczynę za ramiona i leciutko potrząsnąłem.
-Co się stało?!- wrzasnąłem, lecz ona nic nie odpowiedziała.- Proszę, powiedź coś!- ...i nic...-Proszę! Martwię się!- nie mogłem opanować narastających we mnie emocji. Łzy bez zgody spływały po twarzy...
-Boże, znowu... Yoh zaprowadź Annę na górę. Już!!!- "znowu", czyli to nie pierwszy raz. Matko, ile ta dziewczyna musiała przejść. Spojrzałem w jej stronę stała w tej samej pozycji co wcześniej w pewnej chwili zauważyłem, że... mdleje... Złapałem ją w ostatnim momencie... Jezu... była taka delikatna... bezbronna...
-Yoh rusz się!!!- z tych rozmyśleń wyrwał mnie głos babci. Ja tylko machnąłem głową i wziąłem Annę na ręce. Zaniosłem do pokoju, który był najbliżej słodów. (Przecież nie wiedział, który należy do blond dziewczyny). Położywszy ją na łóżku, usiadłem obok czarnookiej. Bez przerwy patrzyłem na nią, nie wiedziałem co mam zrobić. Spuściłem głowę... Nagle zaczęła się ruszać, ale po chwili poruszanie zmieniło się w rzucanie na łóżku. Lecz nie było to spowodowane przez koszmary, ale jak by jakaś niewyobrażalna siła targała dziewczyną na lewo i prawo... Jej usta i oczy otworzyły się bardzo szeroko, wargi zaczęły delikatnie się poruszać... wydobył się z nich niewyobrażalny dźwięk... krzyk nie z tego świata... Dziewczyna nie przestawała krzyczeć, po jej rękach, nogach i policzkach spływała krew... Ona nie może tak cierpieć, chciałem wziąć cały ten ból na siebie by jej ulżyć... Ona zaś wbijała swoje paznokcie w pościel...
-Co mam zrobić?! Co mam do cholery zrobić?!- krzyczałem. W końcu coś wpadło mi do głowy. Wziąłem dziewczynę za rękę, wiedziałem jak to jest być sam... Sam ze swoimi problemami, cierpieniem... Blondynka zacisnęła bardzo mocno swoje palce na mojej ręce. Pozwoliłem jej na to, może chociaż tak mogę pomóc... Zaciskała coraz bardziej, jej ciało dalej było rzucane na wszystkie strony. Wyglądało tak jak by była opętana przez jakieś złe siły. Teraz to jak zacisnąłem uścisk naszych dłoni...
-Nie puszczę... Obiecuję...- powiedziałem szeptem przez łzy. spojrzałem w jej oczy... a płomyk, który zaczął płonąć wtedy kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, wzmocnił się... Zobaczyłem błysk w jej oczach w tej chwili krzyki... ucichły...
Yoh:
* * *
Oczy, jej oczy. Czerń, czerń w jej oczach.
* * *
Patrzyłem głęboko w oczy blondynki. Czułem jakbyśmy byli złączeni. Złączeni, w jednym ciele, w jednej duszy. Spojrzeniu przeszywającym nas na wskroś. Czułem to co ona, nasze oddechy... miarowe... spokojne... Czułem rozpalający się w jej sercu płomień nadziei. W pewnej chwili moje ciało przeszył straszliwy ból... ból nie do opisania. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem wykrztusić nawet jednego słowa, nawet najcichszy szept nie mógł wydostać się z moich ust... Nagle zauważyłem, że po jej policzkach płynie krew. Strasznie się przeraziłem, w tym samym momencie ocknąłem się z transu... Dziewczyna zaś dalej stała w bezruchu, wzrok miała nieobecny... prawe... pusty...
Złapałem dziewczynę za ramiona i leciutko potrząsnąłem.
-Co się stało?!- wrzasnąłem, lecz ona nic nie odpowiedziała.- Proszę, powiedź coś!- ...i nic...-Proszę! Martwię się!- nie mogłem opanować narastających we mnie emocji. Łzy bez zgody spływały po twarzy...
-Boże, znowu... Yoh zaprowadź Annę na górę. Już!!!- "znowu", czyli to nie pierwszy raz. Matko, ile ta dziewczyna musiała przejść. Spojrzałem w jej stronę stała w tej samej pozycji co wcześniej w pewnej chwili zauważyłem, że... mdleje... Złapałem ją w ostatnim momencie... Jezu... była taka delikatna... bezbronna...
-Yoh rusz się!!!- z tych rozmyśleń wyrwał mnie głos babci. Ja tylko machnąłem głową i wziąłem Annę na ręce. Zaniosłem do pokoju, który był najbliżej słodów. (Przecież nie wiedział, który należy do blond dziewczyny). Położywszy ją na łóżku, usiadłem obok czarnookiej. Bez przerwy patrzyłem na nią, nie wiedziałem co mam zrobić. Spuściłem głowę... Nagle zaczęła się ruszać, ale po chwili poruszanie zmieniło się w rzucanie na łóżku. Lecz nie było to spowodowane przez koszmary, ale jak by jakaś niewyobrażalna siła targała dziewczyną na lewo i prawo... Jej usta i oczy otworzyły się bardzo szeroko, wargi zaczęły delikatnie się poruszać... wydobył się z nich niewyobrażalny dźwięk... krzyk nie z tego świata... Dziewczyna nie przestawała krzyczeć, po jej rękach, nogach i policzkach spływała krew... Ona nie może tak cierpieć, chciałem wziąć cały ten ból na siebie by jej ulżyć... Ona zaś wbijała swoje paznokcie w pościel...
-Co mam zrobić?! Co mam do cholery zrobić?!- krzyczałem. W końcu coś wpadło mi do głowy. Wziąłem dziewczynę za rękę, wiedziałem jak to jest być sam... Sam ze swoimi problemami, cierpieniem... Blondynka zacisnęła bardzo mocno swoje palce na mojej ręce. Pozwoliłem jej na to, może chociaż tak mogę pomóc... Zaciskała coraz bardziej, jej ciało dalej było rzucane na wszystkie strony. Wyglądało tak jak by była opętana przez jakieś złe siły. Teraz to jak zacisnąłem uścisk naszych dłoni...
-Nie puszczę... Obiecuję...- powiedziałem szeptem przez łzy. spojrzałem w jej oczy... a płomyk, który zaczął płonąć wtedy kiedy pierwszy raz ją zobaczyłem, wzmocnił się... Zobaczyłem błysk w jej oczach w tej chwili krzyki... ucichły...
* * *
"Nie potrafisz żyć bez człowieka, który Cię lubi, dla którego jesteś wart wielu zachodów, który dzieli z Tobą radość i ból, w sercu którego masz zapewnione trwałe miejsce. Bez człowieka, któremu możesz zaufać; człowieka, który się o Ciebie troszczy, człowieka, u którego jesteś zawsze serdecznie witany."
Phil Bosmans
"Szczęście we dwoje"
Słodkie, ale ciut makabryczne ^^"
OdpowiedzUsuń