poniedziałek, 10 września 2012

1. Początek, dzieciństwo rzecz święta...


                                       Życie ludzkie jest jednym wielkim teatrem, w którym jakaś niewyobrażalna siła, nieznany wróg pociąga za sznurki. Nigdy nie wiemy co przyniesie  i jak potoczy się nasza egzystencja. Każda sekunda zmienia świat nie do poznania. Ważne jest tylko by potrafić odróżnić dobro od zła. 


Ona:



                                  Nazywam się Anna Kyoyama, mieszkam razem z moją mentorką w japońskim mieście zwanym Osorezan.                                 Ciemność, ciemność przed oczami i w głębi mojego umysłu... Skąd te głosy w mojej głowie? Czemu mając otwarte oczy nie mogę nic dostrzec? Cicha, głucha cisza i znowu słyszę te głosy... 


"To było piękne zabójstwo."


"Przecież nic się nie stanie, gdy wypatroszymy tego kota. Hehe..." -Krwawe wizje


" Zostawcie moje dziecko!" 


"Mamo nie odchodź, ten pan ma nuż!" - strach.


"Nie chcę być z Tobą jesteś żałosna." - zranione serca. 

                                 I znowu obudziłam się cała zalana potem, ale coś tym razem się zmieniło. Czyżbym dalej spała? Czemu dalej słyszę i czuję ból tych wszystkich ludzi. Głowa mi zaraz pęknie...           I tak właśnie zaczęła się moja przygoda z Reishi(tak to się pisze?). Chodź nie zaliczam jej do tych najprzyjemniejszych.                     

On:


                                   Nazywam się Yoh Asakura i mam 9 lat. Najważniejsza w moim życiu jest rodzina, uśmiech i oczywiście chesburgery (a jak by inaczej). Mieszkam razem z rodzicami i dziadkiem w Izumo.                                                     

                                   Zaczął się piękny, słoneczny dzień, a mi tak strasznie nie chciało się wstawać. Otworzywszy jedno oko spojrzałam na zegarek była godzina 9:00, więc za chwile przyjdzie dziadek i w jakiś bezlitosny sposób ściągnie mnie z łóżka (biedny Yoh T-T, przecież on nic złego nie zrobił). Przecież ja nic złego nie zrobiłem (no właśnie mówię),ale jak tu spierać się z moim kochanym dziadziusiem.T-T Chyba, że komuś życie nie miłe, albo chcę wzbogacić siebie o pięknego fioletowego siniaczka.Chcąc, nie chcąc musiałem wygramolić się z pod cieplutkiej pierzynki i pożegnać krainę snów na kolejne kilkanaście h. Przeciągnąwszy się jeszcze kilka razy dla całkowitego z snów wstania (z martwych wstania, ALLELUJA. Przepraszam, ale musiałam udzielają mi się nadchodzące święta... NIE, nie Bożego Narodzenia, ani międzynarodowego dnia ziemniaka lub noszenia jednej skarpetki, chodź to święto jest naprawdę AMERYKAŃSKIE[czyt.Fajne, Bomba itp.]... NIE... Tylko nadchodzących świąt Wielkanocnych, wiecie wielkanocny zajączek, koszyczki ze święconką i najważniejsze malowane jajeczek zwanych pisankami). Wtedy do pokoju wparował dziadzio(jak by był u siebie...), mając już w gotowości takie małe duszki liści, za którymi tak bardzo przepadałem.T-T                       
- Witam Cię mój wnuku!
- Cześć dziadku! - powiedziałem oczywiście pokazując ząbki.
- Mam dla Ciebie dobrą wiadomość, dzisiaj nie ma treningu... -  NIE MA TRENINGU!!! To najwspanialszy dzień w moim życiu i oczywiście jak przystało na troszkę nierozgarniętego dziewięciolatka zacząłem biegać w kółku po moim pokoju z radości. Bo jak tu się nie cieszyć, wstając rano widząc siebie i goniących mnie małych shikigami dziadka na treningu aż tu nagle mówią Ci, że masz wolne.(jeżeli jesteście mojego zdania to ta scena musiała wyglądać naprawdę AMERYKAŃSKO[czyt. ... tłumaczenie kilkanaście linijek wyżej] )      
-Yoh... Yoh... YOH!!!- krzyknął dziadek i wtedy się ocknąłem, kończąc mój rytualny taniec szczęścia. - Tak, dziadku. -  mówiąc to stanąłem przed nim by usłyszeć co ma mi do powiedzenia. Modląc się po cichu by nie dostać kary za swoje zachowanie.
- Słuchaj Yoh to, że masz dzisiaj wolne to nie znaczy, że będziesz leniuchował cały dzień. masz zadanie do wykonania. - gdy skończył, zmieniłem trochę wyraz twarzy, to było zbyt pięknie, by było prawdziwe.
- To co mam robić? - spytałem z myślą, że może nie będzie tak strasznie.
- Na początek spakować się, następnie zjawić się na dole za... - spojrzał na zegarek - ...15 minut.
- Dobrze.- odparłem nie dopytując się o co chodzi, przecież dowiem się za kwadrans. Zacząłem się pakować, nie trwało to długo, więc postanowiłem poleżeć jeszcze te 5 minut. Nie wiadomo przecież co takiego wymyślił dziadek. Gdy owy czas minął, zacząłem pomału wleć się po schodach z plecakiem tak gdzie powinien być (czyli w szafie...^-^ heh nie no żartuję), do naszej rodzinnej jadalni. Prawdopodobnie dziadek jest właśnie tam, gdyż jest pora śniadania. Na myśl o jedzeniu zaburczało mi w brzuchu, więc przyspieszyłem kroku.-Witam wszystkich!-powiedziałem radośnie z bananem na ustach wchodząc do pomieszczenia.-Witaj synu.- powiedziała mama przytulając mnie mocno.                  
- Więc tak Yoh. Razem z babcią i Twoimi rodzicami wybraliśmy Ci już żonę. - powiedział, wtedy coś mnie tchnęło, że CO?!.
- Co?!- wrzasnąłem po chwili milczenia, teraz na głos.
- Jaką żonę, dziadku! Ja mam dopiero 9 lat! - nie mogłem się opanować, ale sam nie wiedziałem też jak inaczej zareagować. 
- Yoh! Nie wydzieraj się tak. Zaraz mi uszy odpadną! - powiedziawszy to zatkał dłońmi uszy.
- Przepraszam - odparłem jednocześnie po smutniejąc.
- Jak już mówiłem, dziś poznasz swoją przyszłą żonę. Dlatego właśnie kazałem Ci się spakować, jedziesz do Osorezan, tam ją poznasz. Jest ona pod opieką Twojej babci, więc reszty dowiesz się na miejscu.
- Siadajcie wszyscy, śniadanie na stole. - powiedziała z promienistym uśmiechem na ustach mama. na to właśnie czekałem, jedzonko. Od razu zabrałem się za pałaszowanie pyszniutkiej i cudownie pachnącej jajecznicy. Śniadanie minęło w milczeniu, gdy wynosiłem talerz do kuchennego zlewu usłyszałem głos dziadka.
- O 11:00 masz pociąg, do tej godziny masz wolne. - powiedziawszy to zniknął za drzwiami swojego gabinetu. Mi zaś nie zostało nic więcej jak tylko pójść do pokoju i wykorzystać ten pozostały czas na leniuchowanie.Położywszy się na łóżku, pogrążyłem się we własnych myślach.                                            Więc dziś poznam swoją przyszłą żonę. Ciekawe jaka ona jest? Może będzie chciała się ze mną bawić? Może nie będę czuł się już aż tak samotny?...


 * * *


No i to wszystko na dzisiaj mam szczerą nadzieję, że się podobało (modli się o to), no więc nie będę już zanudzać. Życzę miłego wieczoru i do zobaczenia.(Wiem, wiem skądś to znacie [wiadomości na TVN1]. :)

2 komentarze:

  1. Biedny Yoh, jeszcze nie wie, co go czeka... ;_; Bardzo spodobał mi się Twój epitet: amerykański. XDD Dobra, zabieram się za następne rozdziały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Hmmm... osobiście wolę rzeczy Japońskie, ale to też jest spoko ^^
    Już współczuję biednemu Yoh...

    OdpowiedzUsuń