Całym tutejszym światem rządzi przeznaczenie, wszystko dookoła jest ze sobą związane. Ślepy los łączy i dzieli, a my musimy zrozumieć, że zawsze jest wyjście.
* * *
"Pamiętam to było zimą, piździło jak rzadko
My szliśmy chodnikiem, jak prywatną kładką
A szło się tak gładko a szło się tak łatwo
Nasz los to od tam tond jedna wielka całość
Nie pamiętam, czy padało, nie chciałem budzić się rano
Chciałem by to wiecznie trwało, lecz to kruche jest, jak gałąź
No i nie wiem co się stało, nie wiem gdzie zgubiłem drogę
Lecz bez ciebie muszę stanąć, bez ciebie iść nie mogę."
* * *
Yoh:
Niektóre sprawy są dla nas bardzo trudne, niektóre z nich pragną nas zmienić chodź same nie wiedzą jak by to wtedy było.
Czemu pożegnania są takie trudne? Kurczak... Popatrzyłem w jej oczy, wielkie, czarne...
Policzki miała lekko zaróżowione. Coś wmawiało mi, że to nie przez mróz. Ten widok był naprawdę ładny... Poczułem, że z moimi dzieje się to samo... Co się ze mną dzieje? Yoh... ogarnij się. Karciłem się w myślach. Kurczak, która jest godzina?! babcia powiedziała, że muszę jechać tym wcześniejszym pociągiem bo z powodu śnieżycy ten popołudniowy nie przyjedzie... Zerknąłem na zegarek, była już 12:20, a do stacji mam daleko...
-Anno ja muszę...- nie pozwoliła mi dokończyć gdyż sama się odezwała.
-Wiem, idź bo się spóźnisz.
-Tak. No to do zobaczenia Anno.- powiedziałem, wstając z kamienia. Komu w drogę temu czas. Zacząłem powoli i leniwie iść przed siebie. W pewnym momencie usłyszałam cichy głos.
-Żegnaj- powiedziała. Co?! Mówi jak byśmy mieli się nigdy już nie widzieć... Posmutniałem i ruszyłem już żywszym tempem w stronę przystanku.
* * *
-Witam Cię Yoh.- powiedział głosem pełnym entuzjazmu.
-Cześć Amidamaru.
-Coś się stało?- spytał przejęty.
-Nic, po prostu nie lubię pożegnań. Wracajmy do domu.- odparłem.
-Masz rację Yoh, wracajmy.- Mimo, że nie rozmawialiśmy długo to czułem, że Amidamaru mnie rozumie. Nie wiem dlaczego moje odczucia były właśnie takie, ale co mam poradzić. Czuję, że zostaniemy najlepszymi przyjaciółmi...
* * *
Anna:
Usiadłam z powrotem na kamieniu, westchnęłam cicho. Poszedł... Nie wiedziałam jak się zachować. Z jednej strony lubiłam samotność, a może po prostu się do niej przyzwyczaiłam? Z drugiej zaś lubiłam jego towarzystwo oczy i ten szalony optymizm, bijący od niego jasnym światłem. Westchnęłam ponownie... Trzeba się zbierać, robi się coraz chłodniej. W tej samej chwili zeszłam z wyżej wymienionego głazika i powolnym krokiem ruszyłam w kierunku posiadłości. Wiatr wiał coraz mocniej, z jego nurtem poruszały się płatki śniegu, którym towarzyszyły nagie gałęzie drzew. Przyspieszyłam kroku, naprawdę robiło się zimno. Chwilę później dotarłam do posiadłości. Delikatnie otworzyłam, ogromne drzwi. Szłam korytarzem ocierając dłoń o dłoń by się rozgrzały. Przechodziłam właśnie obok małego saloniku, w którym lubiła przesiadywać pani Kino. Zauważyłam tam właśnie ją.
-O Anna, chodź tu do mnie.-powiedziała. Chodź sama byłą ślepa, to jej moc itako pozwalała dostrzec co się dzieje innymi zmysłami. Skierowałam się w jej stronę, na stoliku stały dwie pięknie zdobione filiżanki z jeszcze parującą zieloną herbatą.
-Usiądź zrobiłam Ci herbatę.- powiedziała uprzejmie. Zrobiłam tak jak powiedziała usiadłam koło ojej mentorki i wzięłam w zmarznięte dłonie ciepły napar. Od razu zrobiło mi się lepiej, gdy upiłam łyk całe moje ciało zadrżało. Zrobiło mi się już całkiem ciepło w środku. Babcia Yoh popijała swoją herbatkę, a ja mogłam w ciszy porozmyślać. On jest naprawdę miłym chłopakiem... Nie Anno, przestań o nim myśleć, pamiętasz możesz przecież zrobić mu krzywdę...
* * *
"Boję się, że pewnego dnia stracę co nie dość kochałem. Pamiętaj i nie wahaj się kochać tego co kochać warto."
Jonathan Carroll
"Drewniane Morze"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz